Łączna liczba wyświetleń

sobota, 16 czerwca 2012

Rozdział pierwszy.


Ever czekała na mnie, kiedy wróciłem. Musiałem szybko otrząsnąć się z szoku, jakiego doznałem i wszystko głęboko znów skrywać w sobie. Ever nie mogła niczego się domyślać. Wszedłem więc z uśmiechem do salonu jadalni i zdjąwszy bluzę, usiadłem obok niej. Miło mnie powitała i już tego wieczoru nie mogłem oderwać się od niej.






Tamtej noc przebudzałem się wiele razy. To wszystko było chyba związane z poznaniem prawdy, zbyt dużo emocji mną kierowało. Cały czas sprawdzałem, czy nic nie jest Ever. Martwiłem się, jak nigdy. Na szczęście nic nie wskazywało na to, że coś się działo. Po kilku szklankach zimnej wody zaspokojony ułożyłam się ponownie i dopiero wstałem równo z dźwiękiem budzika.
- Romano, mam prośbę- powiedziała Ever przy stole w czasie śniadania.
- Tak?
- Moglibyśmy zajechać po Taylor?
I takiej sytuacji najbardziej się obawiałem. Miałem inne plany, jak wszystko skierować, by odsuwać od siebie takie właśnie sytuację.
- Czemu? Eric nie idzie do szkoły?
- Jedzie, ale co z tego. Taylor i ja przyjaźnimy się.
- Niech Taylor jedzie z Erickiem!- Uniosłem się.- Tak jak jest, jest dobrze.
- Dobrze- wstała od zastawy śniadaniowej i zaczęła sprzątać ze stołu.- Zbieram się już.
- Poczekaj jeszcze, wcale nie jestem przygotowany.
- Nie śpiesz się. Jadę z Taylor i Erickiem- wzięła torbę z książkami i wyszła, trzaskając drzwiami.
Mogłem zacząć biec za nią, ale wiedziałem, że to nic nie pomoże. Ever jest uparta, a jak ubzdura sobie coś to będzie wszystko robić właśnie po swojemu. Dopiłem kawę, przebrałem się, chwyciłem za plecak i zszedłem do garażu. Odkąd na "nowo" pojawili się, Ever stała się bardziej uparta i wzburzona niż wcześniej. Tego ranka tak naprawdę po raz pierwszy pokłóciliśmy się. Najbardziej wkurzyłem się, że ta kłótnia nie była z niczego, co by dotyczyło tak naprawdę nas. Było to za winą głównie Sabine, ''Taylor''. Ever zmieniła się pod jej wpływem. Wkurzony wszedłem do budynku szkoły. Skierowałem się do długiego holu z szafkami uczniów i zauważyłem, że przy nich stała również Ever ze swoimi ''nowymi'' przyjaciółmi. Stałem i nie wiedziałem, co mam robić. Zdecydowałem się podejść bliżej. Pomachałem do Ever, ale nie zauważyła, bo zagadywała ją Taylor, wydawało mi się, że ona właśnie zobaczyła mnie i robiła to wręcz specjalnie, by tylko Ever oddalić ode mnie. Gdy chciałem już podejść do nich, drogę zastawił mi mój przyjaciel, Steven. Przywitałem się z nim, wyjąłem książki z szafki i zagadany ruszyłem z nim na dziedziniec szkolny. Wypytywał się mnie, dlaczego nie ma ze mną Ever, a ja odpowiedziałem banalnie, że rozmawia gdzieś z przyjaciółką. Nie dopytywał się o więcej. Chwilę jeszcze porozmawialiśmy, a po dzwonku rozstaliśmy. Miałem nadzieję, że Ever będzie już w sali od języka angielskiego. Gdy wszedłem do klasy, nauczyciela jeszcze nie było a ona siedziała już na miejscu. Podszedłem do ławki i usiadłem obok niej. Milczała, a nawet nie spoglądała w moją stronę.
- Ever- odezwałem się, a ona nawet nie odwróciła twarzy w moją stronę.- Jesteś na mnie obrażona?
- Co za pytanie?! Oczywiście, że jestem urażona. Rzuciłeś się prawie na mnie rankiem.
- Nie na Ciebie kochanie- tyle zdążyłem znów powiedzieć, bo nauczyciel wszedł w tej chwili do klasy i zaczęła się lekcja a Ever podczas lekcji zawsze była skoncentrowana tylko na niej. Skazany byłem na czekanie aż do przerwy. Kiedy dzwonek zadzwonił schyliłem się natychmiast po torbę Ever i zacząłem pomagać jej w pakowaniu książek.
- Dam sobie radę- odezwała się nagle.
- Ever proszę Cię, nie zachowuj się jak dziecko. Zjesz ze mną lunch?- Spytałem, modląc się aby zgodziła.
- Masz rację powinniśmy sobie wyjaśnić pewne sprawy- zgodziła i skierowaliśmy się do szkolnej stołówki, zajmując tylne stoliki w zaciszu.
Odsunąłem krzesło dla Ever, a ona usiadła, przewracając oczami z uśmieszkiem. Usiadłem i patrzyłem prosto w jej oczy. Miała przepięknego koloru oczy, na pograniczu turkusu.
- Może zechcesz mi w końcu coś powiedzieć?!- Uniosła brew w górę, przyglądając się uważnie moim dłoniom, które splatałem ze zdenerwowania, choć nie wiem sam dlaczego denerwowałem.
- Ah tak, przepraszam. Ever nie chciałem Cię urazić dziś rano, ani nic z tych rzeczy. Chodziło mi o to, że widocznie za bardzo zaufałaś Taylor, nie uważasz? Zupełnie przecież nie znamy ani jej, ani Ericka. Nie chcę, abyś później przez nich cierpiała. Wybacz mi kochanie- ująłem jej dłonie, prosząc o zrozumiałość.
- Romano, naprawdę chcę mieć przyjaciółkę, a z Taylor świetnie rozumiem się. Czuję jakbym znała się z nią od lat, po prostu.
Bałem się właśnie tego. Znów wszystko wylatuje mi z rąk. Tracę powoli kontrolę, czuję to już teraz. Boję się.
- Rozumiem Cię Ever, ale nie możesz z inną dziewczyną z naszej szkoły bardziej za kumplować się?
- Nie mam zamiaru i nawet nie pytaj dlaczego, Romano. Nie musisz o nic martwić się. Przeżyłam nie jeden zawód kochany. Naprawdę to miłe, że tak troszczysz się o mnie- uśmiechnęła się- ale w tej kwestii odpuść, dobrze?
- Zobaczymy.
- Muszę już iść na zajęcia- pocałowała mnie w usta i po prostu wyszła, a chciałem jeszcze zapytać ją o tyle...





Po 6 lekcjach wyszedłem na parking przed szkołą, by wraz z Stevenem i chłopakami pograć w kosza. Po drodze spotkałem Sabine. Wszystko robiłem, by jej uniknąć. Myślałem, że naprawdę udaje mi się to, a wtedy ona wyskoczyła znikąd wprost na mnie. Miałem już ominąć ją, gdy odezwała się:
-Nawet się nie przywitasz ze mną?
- Co ty znów knujesz?
- JA?! Nie bądź śmieszny Romano, a czy to ja ukrywam się? Właśnie.
- Nie o tym mówię! Miałaś nie wchodzić w moje życie.
- NIE WCHODZIŁABYM, ale to TY wybrałeś! Przypomnij sobie! Sam doskonale podkreślałeś to, że Ever potrzebuje przyjaciółki, to będzie ją miała.
- Nie poznaję Cię- wymówiłem i wyminąłem ją bokiem a komórka mi rozdzwoniła się. Odebrałem wiadomość, była od niej ''mówiłam, że zmieniłam się. Nie ma już Sabine, niech w końcu dotrze to do ciebie. Pora pożegnać się z nią, Romano'. Kiedy odwróciłem, by spoglądnąć na nią, jej nie było już tam. Zdziwiony wszedłem na boisko i od razu chłopacy zaczęli wypytywać się, jak ma na imię ''ta nieziemska piękność'' itd. Myślałem, że wybuchnę, ale na szczęście dałem radę i dzielnie odpowiedziałem na ich wszystkie pytania. Gdy skończyła się ta męka dla mnie w końcu mogłem wybuchnąć, na boisku, jak śpiący wulkan.


Zmęczony wróciłem do domu. Ever jeszcze nie było. Wstawiłem ekspres na kawę, rzuciłem plecak w kąt i usiadłem, by rozłożyć się na sofie. Naprawdę byłem przemęczony tym dniem, tylko nie wiedziałem, czy bardziej psychicznie, czy też fizycznie. Rozciągnąłem się wzdłuż kanapy i nie mogłem dłużej wytrzymać tej pustki, która panowała w moim mieszkaniu, jak wcześniej, przed przeprowadzką Ever. Zadzwoniłem do Ever, niestety nie odebrała. Zrobiłem to jeszcze raz, ale nic. Być może miała jeszcze zajęcia. Chodziłem z kąta w kąt, co chwile spoglądając w okno, to na klamkę, czy czasem nie uchyla się pod chwytem jej rąk. Na plaży było równie pusto jak wewnątrz mojego domu, a klamka nawet nie drgnęła. Spojrzałem na plan lekcji Ever i z niego wynikało, że skończyła już godzinę temu. Zaniepokojony wyłączyłem ekspres, odstawiłem kawę i wyszedłem na zewnątrz. Nie mogłem dłużej tam wytrzymać. Plaża nadal była zupełnie pusta. Usiadłem na jednej z ławek i patrzyłem, jak woda faluje na morzu, jak ziarno piasku porywa wiatr i jak czas strasznie szybko upływa. Nim obejrzałem się był już wieczór. Sięgnąłem po komórkę, by sprawdzić, która godzina. Było po 8. Wróciłem do domu, a w nim zastałem Ever. Gdy wchodziłem do salonu, stała przy aneksie, popijając kawę i uważnie śledząc mój każdy krok. Czułem jej wbity wzrok.
- Cześć-odezwałem się w końcu.
- Gdzie tak długo byłeś?
- Mogę zadać Ci te same pytanie.
- Romano, odpowiedz mi- powiedziała i podeszła do mnie bliżej, a dzieliły nas milimetry wówczas.
Nie mogłem ani chwili dłużej wytrzymać tego przesłuchania. Ująłem jej twarz w swoich dłoniach i zacząłem zachłannie całować ją. Nie wyrywała się z moich ramion. Swoją ''podejrzliwość" i ''ukrytą zazdrość'' przełożyła na miłość, którą otoczyła mnie, a ja próbowałem jej dorównać.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz