- Po co znów wracasz do punktu wyjścia? Dziewczyno, nie powinnaś mieszać się w ich życie- powitał mnie tak po pięciu dniach rozłąki.
- Erick, odwal się ode mnie! To Ty mnie tak urządziłeś, więc może nie pogrążaj się i zechcij zostawić mnie w spokoju, do cholery!
- Sabine, robię to dla twojego dobra. Nie panujesz jeszcze nad sobą. Mogłabyś skrzywdzić Ever... bądź Romano.
- Ever, Ever. Daj spokój. W zupełności wiem, co robię! Ja nie zapomniałam tego, co czułam wcześniej do Romano. To we mnie nadal żyje, zrozum chociaż ty!
- Gdybym wiedział Sabine nie przemieniałbym cię...
Gdy to usłyszałam, miałam ochotę rzucić się na niego z rękoma. Nie zrobiłam tego jednak. Był ode mnie większy o głowę, a przede wszystkim dysponował o wiele większą siłą. Byłam przegrana już na wejściu w starciu z nim. Jedna walka mnie czekała, o Romano. Tego nie odpuszczę, a pierwsze starcie miało nastąpić już wkrótce.
W mojej głowie ciągle siedziała ona. Zupełnie traciłem zmysły. Zajście sprzed kilku dni tkwiło we mnie non stop i żyłem tym. Choć wtedy zaprzeczyłem jej to tak naprawdę chyba chciałem okłamać siebie, bo Sabine zna mnie zbyt dobrze, żeby tego nie zauważyła. Zawsze będzie mi bliska...
W moim życiu pojawiła się, gdy straciłem wystarczająco dużo, by życie straciło sens. Po tragicznym wypadku mojej babci, która podczas spaceru w lesie dostała zawału, zostałem zupełnie sam. Moi rodzice wyrzekli się mnie, kiedy byłem bardzo małym dzieckiem i oddali w opiece babci. Nigdy ich nie widziałem. Babcia nie chciała, bym utrzymywał z nimi kontakty i bym kiedykolwiek ich poznał po tym, co wyrządzili mi. Po śmierci babci przeszło mi przez myśl, by odszukać rodzinę... ale przecież jej nie miałem. Jedyną moją rodziną była babcia i koło się zamykało. Wtedy do San Diego w stanie Kolorado przyjechała Sabine. Poznałem ją jej pierwszego dnia w szkole, gdy jako członek samorządu musiałem oprowadzić ją po naszej szkole i tak zaczęła się nasza znajomość. To jej zaufałem po starcie. Była moim najlepszym przyjacielem jakiegokolwiek miałem. Spędzałem w jej towarzystwie najlepsze chwile mego życia i popadłem w nawyk, uzależniłem się od niej.
Kiedy straciłem ją, czułem się zagubiony, nie swój, do teraz. W końcu jest ona, ale teraz to zupełna inna bajka... przecież zakochałem się w Ever i jestem z nią.
Wyszedłem spod prysznica, przecierając ręcznikiem włosy. Ever pakowała się w pokoju właśnie do szkoły i zaraz oboje zeszliśmy do garażu, aby móc jechać na jedne z ostatnich zajęć w tym roku szkolnym.
Parkując na szkolnym parkingu już zauważyłem ją. Była ubrana jak ona, kiedy po raz pierwszy się całowaliśmy, zupełnie ta sama sukienka. Jej włosy też powróciły do naturalnego koloru. Obok niej stał Jackson z Stevenem. Wydawało mi się, że przeżywałem déjà vu.
- Patrz Romano, Taylor zmieniła fryzurę. Pasuje do niej jeszcze lepiej niż jej ciemne, no nie?- Przywróciła mi uwagę Ever, a ja coś mruknąłem i patrzyłem w to samo miejsce, co ona.
Nagle w mojej głowie pojawił się jej głos: ''Niezręcznie jest tak ciągle patrzeć na swoją byłą! Powinieneś zająć się Ever i w końcu wyjść z tego auta. No dalej Romano''. Byłem stłumiony Znów spojrzałem w ich stronę. Jackson odciągał jąza ręke do budynku. Ever w tej samej chwili wyszła na zewnątrz. Podążyłem za nią. Steven podszedł do nas i w trójkę weszliśmy do szkoły. To będzie szalenie trudny dzień, pomyślałem.
Dobrze postępuję, tak myślałam i jak na razie nic nie zaprzeczało temu, prócz grzędzenia Jacksona:
- Za szybko to wszystko! Oni nie są tacy głupi, za jakich ich uważasz. Połapią się, zobaczysz.
Nie mogłam już tego wytrzymać, ale też nie chciałam wybuchnąć na stołówce. Opanowałam się. Odetchnąłem raz, drugi i przeszło mi.
- Nie powstrzymuj mnie Jackson. Wiem, co i jak zrobić, by nasza ukochana, krucha Ever nie dowiedziała się.
- Tylko, abyś miała rację- cofnął się i wyszedł ze stołówki.
Kątem oka zobaczyłam, że Ever też żegnała się z Romano. Kiedy wyszła, wstałam z miejsca i przysiadłam się do niego po prostu.
Nie ukrywał zaskoczenia:
- Co ty tu robisz?
- Siedzę z tobą?!- odpowiedziałam nonszalancko pytaniem na pytanie, a on przewrócił z dezaprobatą przewrócił oczami. Doskonale wyczuwałam to, że nie wiedział, jak ze mną rozmawiać w tej sytuacji.- Wkurzasz mnie.
- Ja cię? Żartujesz, prawda? To nie ja bawię się w jakieś retrospekcje, tylko ty. Utrudniasz mi wszystko.
- Mówisz zupełnie jak Jackson. Czemu nic nie rozumiecie?
- Nie ma tu nic do rozumienia,Sabine. To białe na czarnym. Nie umiałbym, po tym jak odeszłaś... zbyt wiele się zmieniło, zrozum wreszcie.
Nie mogłam tego dłużej słuchać, nie z jego ust.
- Wciąż Cię kocham- wykrzyknęłam mu łamiącym głosem w twarz i wybiegłam ze stołówki w hol.
Nie mogłam już ukrywać swego bólu, a łzy swobodnie spływały mi po policzkach w dół, plamiąc moją pamiętną brunatną sukienkę. Robiłam widowisko, zdałam sobie z tego sprawę. Weszłam do łazienki i usiadłam na zimnej posadzce w jednej z kabin.
Chyba nadeszło to, co chciałam jak najdalej odsuwać od siebie- jego odrzucenie. Potrzebowałam ciszy i spokoju. Zawsze to przywracało mi równowagę ciała, duszy i umysłu. Jednak to nie działało wtedy. W środku mnie zgotowało się i zgrzytało. Zaryczałam głośno. Nawet przemiana nie była tak bolesna... Ból odrzucenia przeszywał moje serce. Wstrzymałam oddech, gdy usłyszałam zgrzyt drzwi od łazienki. To był człowiek, czułam wokół człowieczą woń. Czułam też, jak ostatnie części mojej zachowawczej kontroli ulatniają się. Szturchnięte drzwi ugięły się pod siłą, ale nic więcej. Wyglądało na to, że zostały zatrząśnięte. Nie wytrzymałam. Rzuciłam się na nie. Pragnęłam teraz tylko krwi. Wstrząśnięta zauważyłam, że moją zdobyczą był Romano. Widziałam, jak zesztywniał na widok zdesperowanej mnie. Oszołomiony patrzył na mnie.
Czułam, jak przemieniam się w potwora. Jak znikają moje błękitne oczy, a ich miejsce zajmują czerwono krwiste soczewki, moje dłonie zmieniły się w wydłużone szpony, a całe ciało wytężyło się gotowe do ataku.
Romano cofnął się do samego kąta, z którego nie miał żadnej drogi ucieczki.
- Romano, musisz uciekać!
- Nie mogę cię zostawić w takim stanie. Czuję się odpowiedzialny... - powiedział skruszony, co podziałało jak balsam dla mojego ciała.
Wróciłam do swojego wcielenia, człowieczego, do następnej przemiany...
- Sabine, wszystko w porządku?- Spytał stroskany, podchodząc do mnie.
Łagodziłam trzęsącymi dłońmi moją rozpaczliwie poszarpaną sukienkę i próbowałam dojść do siebie, ale jego obecność przeszkadzała mi w tym.
- Przepraszam Cię- usłyszałam jego głos, a kątem oka zauważyłam, jak zbliża się do drzwi.
- Teraz tak po prostu wyjdziesz? Nie wierzę...
- Sabine, a co mam zrobić?- Odwrócił się do mnie z wkutym boleśnie wzrokiem. Znów nadszedł strumień mroźnych łez. Nie chciałam, by widział moich słabości. Schowałam twarz z przeraźliwie rozmazanym makijażem w dłoniach i cicho łkałam.Usłyszałam ciche kroki. Byłam pewna, że wyszedł już, kiedy poczułam, jak podnosi moją głową. Otworzyłam szeroko oczy i ujrzałam jego rysy twarz, jego wargi tuż koło moich. Brakowało mi tchu.
- Nie zostawię Cię! Nie bój się!- Ogarnął mnie swym ramieniem i poczułam spokój. Nie mogłam tego zaprzepaścić.
- Brakuję mi Ciebie!
- Mi Cię też- pocałował mnie delikatnie i ostrożnie w usta.
Ten jeden pocałunek dał mi wiele, to czego pragnęłam i nadzieję, że nie wszystko stracone i mam o co walczyć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz