Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 16 września 2013

Rozdział jedenasty.




Czytasz? Skomentuj :) Nie masz konta na blogspocie?
Wybierz opcje ''anonimowy'' i wyraź swoje zdanie.





If I walk away
I feel the push inside of me
That won't let me leave
But what could I say
To make you feel what's inside of me
This happens all the time



Ever podesłała mi wszystkie namiary po południu przed imprezą, tak jak obiecała. Ciągle jeszcze wahałem się, czy powinienem iść. Przypomniałem szybko, że chciałem żyć, jak każdy w moim wieku i doszedłem do siebie. Chwyciłem kluczyki od samochodu i zaraz znalazłem się w garażu obok zaparkowanego auta. Wsiadłem do niego, wprowadziłem adres do GPS i ruszyłem w wyznaczoną drogę, która ciągnęła mi się przez ponad 45 minut dopóki dojechałem na miejsce. Nie wyglądało to na klub, restauracje, czy coś podobnego, gdzie mogłaby odbyć się impreza z okazji rozpoczęcia roku szkolnego. Daleko oddalone od centrum, ukryte w zaułkach, nie tętniło życiem, a wręcz odwrotnie. Gdyby nie kilka samochodów, które stały już zaparkowane przy knajpie, pewnie w ogóle nie wysiadłby z samochodu. Podążyłem śladami innych. Pewnym krokiem przekroczyłem próg budynku i wszedłem pomiędzy znajome mi twarze. Było sporo ludzi, chociaż impreza miała się zacząć dopiero za pół godziny. W tle grała muzyka, a wszyscy gwarnie rozmawiali, dzieląc się nawzajem wspomnieniami ze swoich wakacji. Przepychałem się pomiędzy ludźmi, szukając wzrokiem bardziej znanych twarz. Już widziałem ją niedaleko, kiedy wpadłem wprost na Sabine.
- Nie przypominam sobie, że cię zapraszałam.. no chyba nie powiesz, że to sprawka Jacksona.
- To wy zorganizowaliście imprezę? Teraz domyślam się, dlaczego aż tak opuszczone jest to miejsce...- powiedziałem z irytacją w głosie.- Nie, to nie Jackson mnie zaprosił, a Ever.
Widziałem, jak bardzo starała się ukryć swoją złość, która w niej się zebrała, ale była ona większa od jej starań. Nie zdążyłem wypowiedzieć ani słowa, bo w tej samej chwili podeszła do nas Ever i staliśmy teraz wszyscy razem.
- Już jesteś. Cieszę się naprawdę- mówiła swobodnie, patrząc mi w oczy.- Mam nadzieję, że nie gniewasz się Taylor za zaproszenie Romano. Pomyślałam, że i mu dobrze by zrobiło oderwanie się od wszystkiego na sam początek roku.
- Pewnie, że nie- szybko odpowiedziała Sabine, siląc się na uśmiech zarezerwowany tylko dla Ever na potrzeby wcielania się w postać Taylor.
- Super. Nie ostrzegaj się i baw się dobrze, Romano- powiedziała i zaraz zniknęła w tłumie.
Znów zostałem na osobności z Sabine, która ciągle wpatrywała się we mnie swoimi oczami pełnymi wyrazu. Przybliżyła się do mnie jeszcze bliżej i czułem jej chłód na szyi. Nie przystanęła i dalej przysuwała się do mnie, aż do momentu, kiedy jej nos otarł się o moją szyję. Na dotyk jej miękkiej, a zarazem lodowatej skóry przeszły mnie dreszcze. W nozdrzach rozszedł się zapach zmysłowych perfum, których używała i już traciłem zmysły, lecz szybko doszedłem do siebie, gdy zauważyłem zbliżającego się Jacksona. Chyba zauważyła to w moich oczach i mimowolnie się odwróciła, wpadając w jego ramiona. Sabine nie odklejała wzroku od niego, który nadal kurczowo ją trzymał. Mieli się ku sobie. Coś we mnie pękło, gdy tak patrzyłem na nich. Nie miałem zamiaru im przeszkadzać i wycofałem się, szukając czegoś mocniejszego do wypicia.





Prosiłam, żeby chodziło mu o coś bardzo ważnego, bo w środku nosiło mnie już. Byłam tak blisko, żeby dopiąć swego, a tu nagle jakby znikąd pojawił się Jackson. To nie jemu miałam wpaść w ramiona, tylko Romano.
Wściekła wpatrywałam się w niego, a on nadal nie odrywał swoich rąk ode mnie. W końcu sama odsunęłam się od niego i miałam już przywalić mu, kiedy on pochylił się ku moim ustom. W pierwszej chwili myślałam, że chciał ostrzec mnie o czymś, ale nim zorientowałam się, o co chodziło to on już przybliżył się. 
Ujął moją twarz w obie dłonie, a jego usta odszukały moje z żarliwością. Przyciągnął mnie do siebie jeszcze bliżej, całował mnie z namiętnością, której u nikogo wcześniej jeszcze nie spotkałam. Nie potrafiłam się mu oprzeć. Ugięłam się.
Zamknęłam oczy i całkowicie dałam się ponieść targającym emocjom. Wszystko wokół znikło. Muzyka zamarła. Do moich uszu dochodziły tylko głuche bicia naszych serc. Jego jedna ręka dalej przytrzymywała moje plecy, jakby bał się, że mogłabym uciec, a druga znalazła się w zagłębieniu na linii bioder. Nie potrafiłam tak stać dalej jak osioł, udając, że ten pocałunek nic dla mnie nie znaczy i zaczęłam się drażnić z nim. Przywarłam do jego ciała jeszcze bardziej, a nasze języki dążyły do jedności. Moja ekscytacja potęgowała się i w pewnym momencie ugryzłam jego wargę. Nie przerywał. Usłyszałam tylko jego cichy jęk, a chwilę potem delektowałam się nie tylko przyjemnością z pocałunku, ale i jego słodko- kwaśną krwią. Brakowało mi już tchu, a on nadal całował mnie równie namiętnie jak na początku. Czułam, jak ciągnie mnie ze sobą w bardziej intymne miejsce i w tej chwili gwałtownie wyrwałam się z jego objęć. W jego spojrzeniu widziałam zaskoczenie.
- Coś nie tak?- Odezwał się, zlizując z warg swoją krew.
- Zaszliśmy chyba za daleko, Jackson. Ludzie tu są, patrzą na nas, a my jesteśmy po prostu Taylor i Erick. Większość z nich uważa nas za rodzeństwo.
- Nic mnie to nie obchodzi!- Odpowiedział beznamiętnie i ruszył w moją stronę, ale zatrzymał się, kiedy zrobiłam krok w tył.- Ci też nie chodzi o nich, a o Romano.
W jego spojrzeniu widziałam iskrę nienawiści, która przerodziła się w coś więcej. Nie zdążyłam powstrzymać go przed zrobieniem kolejnego głupstwa, bo zaraz zniknął mi z oczu. Cholera!



___________________________________________________________________________
Próbuję zbliżać się do końca. Podobało się Wam? :)