Łączna liczba wyświetleń

piątek, 1 listopada 2013

Rozdział dwunasty.


Czytasz? Skomentuj :) Nie masz konta na blogspocie?
Wybierz opcje ''anonimowy'' i wyraź swoje zdanie.




Fill me with rage
Bleed me dry
Feed me your hate
In the echoing silence
I shiver each time that you say




Muzyka grała nieprzestanie, a wszyscy kołysali się w jej rytmie jak zahipnotyzowani. Sięgnąłem po jeden kubek z baru, na który przypadkiem wpadłem i usiadłem przy nim. Alkohol zaraz rozlał się po moim gardle, a ja z przyjemnością westchnąłem.
Odwróciłem się i wzrokiem szukałem kogoś znajomego. W świetle kolorowych reflektorów zauważyłem radosną twarz Ever. Sam się uśmiechnąłem na jej widok. Dawno nie widziałem jej takie żwawej, cieszącej się życiem. Mina mi zrzedła, gdy zobaczyłem z kim tańczyła. Jackson chyba wyczuł, że byli obserwowani, bo niebezpiecznie przybliżył się do niej i ułożył ręce na jej biodrach.
Nie mogąc na to dalej patrzeć, odwróciłem się po pełen kubek i natychmiast opróżniłem jego zawartość. W co igrał Jackson? Najpierw Sabine, teraz Ever... co on sobie w ogóle myślał. 
Obróciłem się na stołku i zeskoczyłem z niego, kierując się na parkiet wprost do nich. Nie czekając na żadna reakcję wepchnąłem się między nimi i zwróciłem się do niego:
- Odbijany.
- Romano?- Usłyszałem niepewny głos Ever, próbujący przekrzyknąć muzykę.
Chwyciłem jej dłonie i splotłem je razem z moimi, kołysząc się do jednej z ballad, która zabrzmiała właśnie na sali. Spojrzałem jej prosto w oczy. Była zdenerwowana. Ciągle broniła się przed czymś. Chciałem jej pomóc, ale ona nie dawała mi szans. Odrzucała moją pomoc, jak i mnie. Czułem to w naszym tańcu. Cholernie mnie to zabolało, bo nadal miałem nadzieję.
- Czego się boisz, Ever?- Szepnąłem jej do ucha, kiedy owinąłem ją wokół ramion.
- Nie uda się nam, Romano.
- Dlaczego nie chcesz dać mi drugiej szansy? Każdy na nią zasługuje. Zrozum, nie chciałem Cię skrzywdzić i daję Ci słowo, że sytuacja nigdy już się nie powtórzy.
- Masz rację. Nigdy się nie powtórzy, bo nie pozwolę na to. Mam dość leczenia złamanego serca i wstawanie na nogi od początku. Wszyscy jesteście tacy sami- powiedziała ze łzami w oczach, wyrywając się z mojego uścisku.
- Stój! Kocham Cię, Ever!- zacząłem wykrzykiwać za nią, na co ona zatrzymała się jak oparzona i odwróciła się twarzą do mnie.
Łzy spływały strumieniami po jej zaróżowionych policzkach. Podszedłem do niej i starłem chłodne strugi spod jej oczu. Chwyciła moją rękę w przegubie, a następnie spoliczkowała mnie. Poczułem jak krew spływa mi z twarzy.
- Nigdy więcej nie wypowiadaj tych słów przy mnie!
Nie biegłem za nią. Była na skraju wytrzymałości i to znów przeze mnie. Zakląłem pod nosem i ruszyłem z powrotem na miejsce. Chwyciłem swoją szklankę, którą zaraz z hukiem opuściłem.
Głowa zaczęła mi pękać. Muzyka ustała, a ludzie zastygli w swoich niewykończonych ruchach. Napięcie w mojej głowie nie przestawało. W uszach świstał tylko mój gwałtowny wdech. Zacząłem panicznie rozglądać się za sobą, szukając przyczyny tego, co właśnie się działo.
Nie miałem pojęcia, co to rozpoczęło, ale błagałem, żeby przestało. Z bólu wyładowywałem złą energię na blacie, przy którym nadal siedziałem. Zacisnąłem dłonie w pięści, Nagle usłyszałem drwiący śmiech i prawie podskoczyłem na miejscu, kiedy rozpoznałem go. To był Jackson.
Musiałem to zrobić, byś w końcu zrozumiał, gdzie jest twoje miejsce Romano- wybrzmiał jego głos w mojej własnej głowie.
Mimo woli powieki mi opadły. Do mojej podświadomości zostały powrzucane obrazy, których nigdy wcześniej nie widziałem. Początek złudnie przypominał mi początek imprezy, na której nadal byłem. Sabine tańczyła z Jacksonem, ale ich taniec nie był już taki sam. Namiętność pomiędzy nimi buzowała, a zaraz zaowocowała zachłannym pocałunkiem, nad którym oboje nie mogli zapanować. Jackson był napalony jak nigdy wcześniej. Widać było, że Sabine nie była mu obojętna i za wszelką cenę przytrzyma ją przy sobie.
Po chwili wszystkie obrazy zniknęły. Muzyka rozbrzmiała na sali, a wraz z nią zgromadzeni ludzie kontynuowali swoją zabawę bez żadnych obiekcji.
Szukałem wzrokiem Jacksona, ale nie było już go. Byłem zdruzgotany i od razu skierowałem się do wyjścia.
Nic tu po mnie.





*


Wstałam wczesną porą. Nie miałam ochoty nadal leżeć w łóżku i następne godziny wpatrywać się w sufit. Miałam złe przeczucia po wczorajszym wieczorze.
Jackson nie wrócił na noc do domu. Mogłabym wiedzieć, gdzie się podziewa w kilka sekund, gdyby nie zablokował mojego telepatycznego połączenia.
Byłam pewna tego, że wszystko się działo za sprawą odrzucenia jego osoby przeze mnie. Bałam się, do czego może być zdolny w tej agonii. Nie chciałam się czuć odpowiedzialna za to, co mógłby zrobić niewinnej osobie.
Weszłam do salonu i usiadłam na sofie, kurcząc swoje nogi. Pierwszy raz od czasu przemiany czułam wyrzuty sumienia, które nie dawały mi spokoju. Jeszcze nic nie było przesądzone, a już wina spadła na mnie. Sięgnęłam po telefon i wybrałam numer do jedynej osoby, do której mogłam się zgłosić.
- Sabine?-  Usłyszałam jego zachrypnięty głos.
- Przepraszam, że cię obudziłam.
- Stało się coś, że dzwonisz o tak wczesnej porze?- Wydawał się zaskoczony.
- Chciałam tylko wiedzieć, czy może miałeś jakiś znak od Jacksona?
- Masz na myśli imprezę, na której kleił się nie tylko do ciebie, ale i Ever? Nie, poza wieczorem, kiedy omal nie usmażył mi mózgu, wchodząc w moją głowę, to nie widziałem go.
Usłyszawszy to straciłam resztki nadziei i nie łudziłam się już na happy end.
- Sabine? Jesteś tam?- Odezwał się po drugiej stronie słuchawki.
- Tak. Przeczuwam, że ktoś zaszedł mu za skórę i właśnie tej osobie będzie w stanie skręcić kark, czy wyrwać serce- powiedziałam mu zupełnie poważnie.- Będę potrzebowała twojej pomocy, Romano.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz