Łączna liczba wyświetleń

środa, 1 maja 2013

Rozdział ósmy.

Czytasz? Skomentuj :) Nie ma konta na blogspocie?
Wybierz opcje ''anonimowy'' i wyraź swoje zdanie.




Hiccups in my heart,
Internal battle,
Still you control my
Emotions that rattle
If you call I’m there 
Forevermore this love affair

I crave for your touch
I’m starving
You’re lust is like a punch
I can feel you crawling
In my skin so deep
My insides are oh so weak





- Romano, odezwij się, jak tylko odsłuchasz wiadomość. Daj znak, że żyjesz do cholery! Martwię się- prosiłam, trzymając telefon ciągle przy uchu.
Nie odzywał się przez dwa dni, kiedy telefonowałam do niego kilkanaście razy dziennie. Wczoraj wieczorem pojechałam do niego i znowu nie zastałam go tam. Ponadto nikogo w środku nie było, wyczułabym go, czy nawet Ever z początku wybrzeża. Nie mogłam zacząć panikować, ale trudno było to wszystko lekceważyć, kiedy od kilkunastu dni wcale nie dawał znaku życia. Do tego doszedł jeszcze niezrozumiały telefon od Ever. Nie miałam pojęcia, o co jej chodziło, ale dziś miałam zamiar się dowiedzieć. 
- Sabine!- Usłyszałam wołanie Jacksona z parteru.
Natychmiast zeszłam do niego na dół, mając nadzieję na wiele. Być może wiedział, co dzieje się z Romano, bądź, co chce ode mnie jego była. Szybciej rozczarowałam się, niż spodziewałam się. Było to tylko zaproszenie na śniadanie. Westchnęłam, widząc to wszystko i jego krzątającego się w kuchni.
- Nie przełknę niczego, Jackson- powiedziałam niechętnie, zważając na to, jak bardzo postarał się.
Stół był nakryty na dwie osoby i choć mało kiedy normalnie jeszcze jadaliśmy to lodówka i kuchnia ciągle była gotowa do przygotowywania posiłków dla ludzi. Wszystko wyglądało smakowicie. Sałatka, którą przygotował, jak i  świeże pieczywo z ziołami. Zapewne tak samo smakowało…
Przygaszony opierał się o lodówkę. Musiałam przyznać, że wampirze życie służyło mu. Wyprzystojniał, ale przede wszystkim przeszedł wielką wewnętrzną przemianę. Stał się zapobiegawczy i zrównoważony. Tylko widok krwi mógł wyprowadzić go z równowagi. Szkoda tylko, że nie mógł cieszyć się i dzielić się tym z kimś.
- Wiem, że ciężko ci po ostatnich przeżyciach, ale musisz zacząć stawiać pierwsze kroki naprzód. Pamiętasz, jak obiecałem pomóc ci, wtedy gdy zdecydowałaś się iść ze mną… zawsze będę na wyciągnięcie twojej ręki i nie chcę, aby nasze życie było ciągłą kłótnią. Odkąd zdecydowałaś się, odtąd jesteśmy skazani na siebie. Chciałbym, aby nasze wcześniejsze wzajemne stosunki wróciły na dobre, będzie nam wówczas łatwiej.
- Jackson.. nie chodzi o to. Jestem już pogodzona z faktem, że straciłam rodzinę, przyjaciół, chło… chłopaka… ale nie pogodzę się szybko z tym, kim stałam się. No i przepraszam cię, ale to nie był mój świadomy wybór, tylko szantaż wobec mnie…
- Sabine, na początku przemiany, gdy stałem się wampirem nie umiałem sam ze sobą, z takim potworem żyć- mówił przejęty.- Musiałem wyjechać, jak najdalej od Ever i miasta, by nie siać zagłady wokół. Nie kontrolowałem swojego pragnienia, zabijałem wszystkich, co stawali na mojej drodze. Musiałem odizolować się od świata, ale nie byłem na tyle gotowy psychicznie, aby odnaleźć się sam w zupełnie innym świecie. Brałem pod uwagę jeszcze Romano, ale gdyby zniknął z dnia na dzień a ty złamałabyś… Sądziłem, że te wyjście było najlepsze dla wszystkich.
- Byłeś egoistą Jackson!
- Nadal nim jestem Sabine. Teraz zrób mi przyjemność, uśmiechnij się i usiądź ze mną do stołu. Spróbujmy zapomnieć i zjedzmy śniadanie jak ludzie.
Zajęłam miejsce naprzeciwko niego i zmusiłam się do tego, żeby cokolwiek przełknąć. Nie miałam pojęcia, dlaczego odpuściłam mu wszystkie moje złości. Nie miałam już sił, żeby ciągle kłócić się. W tej kwestii musiałam przyznać mu rację. Nie chciałam tak żyć całą wieczność.



Nie umiałem przestać myśleć o tym, co wydarzyło się kilka dni temu. Nie mogłem spać, jeść. Nie mogłem normalnie funkcjonować bez niej. Teraz dopiero to zauważyłem, ile naprawdę znaczyła dla mnie i jak bardzo bolesna była utrata właśnie jej. Nie myślałem o niczym innym tylko o niej. Ciągle chciałem próbować odzyskać jej zaufanie, ale ona nawet nie dawała mi szansy. Nie odbierała moich telefonów. Nie chciała mnie widzieć. Wczoraj nawet spotkałem się z jej ojcem, aby wypytać się o to, czy widzi jakąś szansę na dalszy związek Ever ze mną. Nie chciał okłamywać mnie i powiedział szczerze, że Ever zamknęła się w sobie i trudno rozmawia się z nią po tym wszystkim, co przeszła. Widziałem, że rozmowa ze mną go także wiele kosztowała. Nie musiał nic mówić. Wyczytałem to z jego gestów, że winił mnie za stan psychiczny swojej córki. Ja również winiłem się i wykańczałem się tym...


*

Znudzony ciągłym siedzeniem bez żadnego zajęcia spojrzałem w swój telefon komórkowy. Znów miałem zapełnioną skrzynkę wiadomościami głosowymi od Sabine. Ostatnimi dniami nie byłem w stanie skontaktować się z nią. Nie potrafiłem nawet o tym pomyśleć przez moment..
Wczoraj bez odsłuchania z desperacją usuwałem jej nagrania. Nie miałem już sił na to samo i zmusiłem się do odtworzenia ostatniej, dzisiejszej wiadomości. Nacisnąłem klawisz i przyłożyłem telefon do ucha, po czym usłyszałem: "Romano, odezwij się, jak tylko odsłuchasz wiadomość. Daj znak, że żyjesz do cholery! Martwię się." Słyszałem w jej głosie niepewność, strach i zdenerwowanie.
Nie mogła mnie po prostu wywąchać?- pomyślałem w duchu i zaśmiałem się sam do siebie po raz pierwszy, odkąd Ever zerwała ze mną. Chciałem zapewnić ją, że nic mi nie jest. Jednak telefon albo spotkanie zdradziłoby, że było zupełnie inaczej niż moje zapewnienia.
Czułem się okropnie ze świadomością, że to koniec. Kochałem Ever całym sobą, a ona nie chciała mieć nic wspólnego ze mną. Winiłem się też za to, jak zraniłem ją i w jakim stanie psychicznym znajdowała się po przejściach ze mną, a raczej beze mnie..
Moim błędem było pozostawienie jej samej dniami, kiedy potrzebowała mnie. Osamotniona pobadała  w obłęd, zachodząc sobie w myśli, gdzie, z kim mogłem być, gdy nie byłem z nią. Doskonale zrozumiałem ją teraz, gdy przeżywałem to na swojej skórze...
Jaka szkoda, że nie mogłem cofnąć czasu. Postąpiłbym zupełnie inaczej.
Zmęczony ułożyłem się na zimnej posadzce w starej fabryce, gdzie byłem już drugi dzień i próbowałem zmrużyć oko choć na chwilę, by móc zapomnieć. Nic z tego nie wyszło, bo zamykając oczy widziałem ją zupełnie roztrzęsioną, wyrywającą się z moich ramion i zapłakaną. Miałem wszystkiego dość!




Czekałam na Ever w umówionym miejscu. Kawiarenka Street 125 na przedmieściu była kameralnym miejscem, wystarczająco, żebym mogła spotkać się z nią i wszystkiego dowiedzieć się, co tak naprawdę działo się od kilku dni z Romano i z nią.
Zerknęłam na wyświetlacz telefonu. Rozczarowałam się. Romano ciągle nie dał mi żadnego znaku życia. Nie mogłam dusić tego w sobie i zwierzyłam się Jacksonowi. Jego zdaniem po prostu przesadzałam: "jakbyś była na jego miejscu, nie chciałabyś oderwać się od przerażającej rzeczywistości choć na chwilę?''. Z jednej strony cieszyłam się, że odpuścił sobie myśl o wydaniu nas przez Romano, z drugiej strony bałam się. Bałam się, że mógł mieć rację. Jednak nie dopuszczałam nawet do siebie myśli, że uciekł, jak najdalej od prawdy, ode mnie. Gdyby podjął taką decyzję, powiadomiłby mnie... Nie potrafiłby zniknąć bez pożegnania i nie teraz, jak ''odzyskał'' mnie.
Ponownie spojrzałam w ekran komórki, by sprawdzić godzinę. Powinna zjawić się do 3 minut. Za 3 minuty miała wybić 15. Wyjęłam ze swojej torby lusterko i przejrzałam się w nim. Moje włosy wyglądały złudnie podobnie, jak w dzień zakończenia szkoły. Policzki miałam lekko zapadnięte, a przyczyną było to, że znów przestałam żywić się. Nie miałam do tego głowy. Coraz mniej było we mnie vigoru, ale trzymałam się jeszcze na siłach. Odłożyłam lusterko na bok, a mój wzrok zatrzymał się na kelnerze, który przyszedł przyjąć moje zamówienie. Był to Dan Rivers, niegdyś mój sąsiad i bardzo bliski znajomy, z którym kręciłam na początku liceum.
- Co sobie życzysz?
- Kawę z whisky, Dan- uśmiechnęłam się zadziornie, spoglądając na tabliczkę przypiętą do jego krwisto czerwonej koszuli, ale miałam ochotę na niego.
- Na koszt firmy- odpowiedział z uśmiechem, przyjmując zamówienie i odszedł.
Dan zawsze taki nieugięty, a tu zaoferował kawę na koszt firmy nieznanej dziewczynie. Chyba Taylor zrobiła na nim wrażenie. Rozbawił mnie, ale potrwało to tylko chwilę.
Spoważniałam, widząc wchodzącą o porze do kawiarni Ever. Już z daleka wyczułam jej aurę. Była przybita i niespokojna. Stałam od stolika, żeby powitać się z nią, jak to ''przyjaciółki'' robiły. Lekko drgnęły jej kąciki ust, kiedy uśmiechnęłam się do niej, witając się. Usiadłyśmy naprzeciwko siebie przy stoliku, który już wcześniej zajęłam.
- Zamówić ci coś do picia?- Zapytałam, kiedy zawiesiła swoją marynarkę na oparciu krzesła.
- Irlandzką z lodem, jak możesz- odpowiedziała bez chwili zastanowienia.
Złe przeczucia dopadły mnie, ale musiała mieć wszystko pod kontrolą i zamówiłam jej to, co sobie życzyła. Nie ukrywała swojego stanu. Przez chwilę zapadła cisza, żadna z nas nie próbowała przerywać jej. Patrzyłam ciągle w jej zmęczoną twarz. Przyglądając się jej bliżej zauważyłam podpuchnięte oczy, które chciała zakryć pod warstwą makijażu. Zrobiło mi się jej zwyczajnie żal i to bez względu, że kiedyś byłyśmy najlepszymi przyjaciółkami. Widziałam w niej zrozpaczoną mnie sprzed dwóch tygodni, kiedy straciłam matkę.
- Ever, co się stało? Wyglądasz naprawdę źle.
- I tak też się czuję. Rozstałam się z Romano.
Nie przewidziałam tego. Brałam różne możliwości i powody jej nagłego kontaktu ze mną, od najgorszych do mniej. Nie przeszło mi przez głowę nawet, że mogli rozstać się. Przypomniałam sobie, jak przychodziłam w okolicę domu Romano i nie wyczuwałam ani go, ani jej.. teraz wiedziałam dlaczego.
- Ever, ale dlaczego? Zerwał z tobą?
- Taylor to była moja decyzja, wyłącznie moja. Wyprowadziłam się od niego trzy dni temu, dlatego że czułam... on nie był ze mną szczery. Ukrywał i ukrywa nadal coś przede mną. Nie mogłam żyć ze świadomością, że osoba, którą darzę wielką miłością, okłamuje mnie w żywe oczy...
Nie są ze sobą. Droga wolna- pomyślałam sobie w duchu.




__________________________________


Witajcie! :) Przepraszam, że tak długo nie dodawałam następnego rozdziału. Szkoła, obowiązki domowe i życie towarzyskie często burzą moje plany. I co wy na to? Jak myślicie, co będzie dalej? Macie filmik może domyślicie się trochę, ale do końca historii jeszcze trochę. Teraz chciałabym Wam bardzo podziękować za to, że ciągle jesteście ze mną i śledzicie historię Romano. Dziękuję za wszystko, kocham Was :*




3 komentarze:

  1. Wybiło mnie to wszystko już z rytmu, może za długa przerwa i dlatego już nic nie łapię i się pogubiłam bo nie mam kompletnie zielonego pojęcia jak może zakończyć się klepsydra mogę jedynie zgadywać wole poczekać i się sama przekonać jaki będzie finał.
    Wtedy dam znać czy myślałam podobnie albo czy takiego czegoś się spodziewałam :)
    A co do tej ósmej części może być, zasiałaś w niej nie powiem trochę wątpliwości a niektóre kwestie się rozjaśniają ale to pozostawiam dla siebie i jak już mówiłam dam znać :P
    Ivy :))

    OdpowiedzUsuń
  2. żal mi trochę Sabine, ale bardziej Jacksona ;<
    Romano też ;< <3
    smutne i wzruszające opowiadanie.
    Czekam na dalszą część, jak to się rozwinie ;)

    - diariesvamipre

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow, niesamowite, ciekawa jestem jak to się zakończy. ^^
    30011996

    OdpowiedzUsuń