Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 27 września 2012

Rozdział szósty.




Ostatnimi razami nie mogłam zasnąć od feralnego dnia.... minął już cały tydzień, a ja nadal nie umiałam podnieść się po stracie. To było ponad moje siły. Nie potrafiłam i nie szybko pogodzę się. Tego dnia wstałam po raz pierwszy od tygodnia z łóżka. Dopiero teraz zauważyłam, jak bardzo osłabłam i poczułam odleżyny na całym ciele. Odetchnęłam spokojnie i zdobyłam się w sobie, żeby w końcu spojrzeć we własne odbicie w lustrze, które wisiało w ''mojej'' małej obskurnej łazience. Dalej nie mogłam przyzwyczaić się do niej, jak i całego domu, w niczym nie przypominał moje rodzinnego. Minął już rok odkąd zamieszkałam tu z Jacksonem po mojej przemianie. Chyba nigdy nie przyzwyczaję się do tego ''lepszego życia'', jak mówił Jackson. To nie istotne..., pomyślałam wtedy.
Podeszłam do lustra, z którego został dokładnie kawałek szkła lustrującego odbicie, po tym jak nerwy puściły mi kilka dni temu. Odgarnęłam z twarzy przetłuszczone włosy i swój wzrok skierowałam prosto na lustrzane odbicie.
Pierwszy detal, który ujrzałam to podpuchnięte oczu pogrążone w żałobie, lekko fioletowe sińce pod oczami i ledwo podnoszące się powieki, spuchnięte od płaczu. Przymknęłam jej, by otrząsnąć się z tego widoku. Wyglądałam okropnie.
Znowu nie wytrzymałam i wybuchłam panicznie przeraźliwym płaczem. Nie umiałam przestać myśleć o tym dniu, kiedy z mojego życia, ze świata zniknęła tak ważna osobna, tak bliska memu sercu. Wszystkie wspomnienia powróciły, a łzy same napłynęły do oczu. Pozwoliłam spadać im do umywalki przed którą stałam ciągle.
Zrezygnowana skuliłam się na kawałek czystej zimnej podłogi i wtedy po raz kolejny w tym tygodniu usłyszałam błagalne pukanie do drzwi ''mojego'' pokoju, co tylko zlekceważyłam następny raz. Ból, którego doświadczałam był zbyt duży, by dusić go w sobie i zmusiłam się znowu, aby cztery puste ściany wypełnił dźwięk spadających łez, braku tchu i dmuchanego nosa...


*

- Nigdy nie zachowywała się tak- odezwałem się, gdy wróciłem do salonu po tym, jak próbowałem zobaczyć ją; czy poprawiał się jej stan.
Niechętnie pokręciłem głową i bezradnie schowałem twarz w dłoniach. Bez słowa wstałem z miejsca i znowu ruszyłem na górę drewnianymi schodami. Musi mnie wysłuchać, teraz albo nigdy. Wstrzymałem oddech i głucho zapukałem w drzwi jej pokoju. Żadnej odpowiedzi. Drugie głośnie puknięcie, jedno przy drugim, bez przerwy. W odpowiedzi przerażająca cisza. Niepokoiło to mnie coraz bardziej. W głowie miałem same czarne myśli, do których mogła być podatna. Chciałem to jak najszybciej wyrzucić z mojej głowy, ale brak jakichkolwiek odgłosów, znaków życia z pokoju odbierało mi nadzieję.
Cofnąłem się kilka kroków od progu pokoju i bez dalszego myślenia rozpędziłem się w stronę drzwi, rozważające je. Bez większych problemów wszedłem do środka.
- Sabine- wołałem.
W pokoju nie zauważyłem jej. Okno było otwarte na oścież, a wiatr porywał firanki. Jak na lato, wakacje panowały naprawdę zadziwiające warunki pogodowe. Dreszcze przeszły po moich plecach na zimny podmuch wiatru. Podszedłem bliżej ona i zamknąłem je. Na podłodze leżały ich wspólne fotografie na widok, których zrobiło mi się ciepło na sercu, a łza zakręciła się w oku. Odetchnąłem ciężko, widząc ją na zdjęciu szczęśliwą, pełną entuzjazmu i ściskającą z miłości ukochaną osobę. Odłożyłem zdjęcia na półkę i podszedłem do jej łóżka. Poduszka była jeszcze mokra od łez. Zerknąłem ostrożnie na dalszą pościel, poszewka od kołdry była poplamiona. Czerwona plama przeraziła mnie i ponownie wykrzyknąłem jej imię. Zero reakcji. Odwróciłem się i wtedy zauważyłem drugie drzwi. Bez wahania ruszyłem naprzód. To musiała być łazienka. Zapukałem, nie zdziwiła mnie cisza, więc chwyciłem za klamkę, a drzwi zaskrzypiały, otwierając się. Kiedy zauważyłem doskonale znaną mi postać, odetchnąłem z ulgi. 
Siedziała skulona z wbitym wzrokiem w posadzkę, nie podniosła go nawet, gdy wszedłem do środka. Szybkim krokiem podszedłem i przytuliłem ją do siebie. Nieudolnie opuściła swoją głowę na moje ramię. Pokrzepiająco pocierałem jej plecy, dając jej do zrozumienia, że ma mnie i może na mnie polegać zawsze, całą wieczność póki nasze jestestwa chodzą po ziemi. Nie wytrzymała i wypłakała mi się w ramię. 
- Już spokojnie, Sabine. Jestem przy Tobie, cii- uspokajałem ją, kołysząc się razem z nią. 
- Chcesz mi powiedzieć, że wszystko ułoży się?- Zachlipała.
- Tak, wszystko będzie dobrze.
- Nie, nie będzie. Straciłam zbyt dużo, na początku własne ja, teraz ona... Romano, sam chyba najlepiej wiesz jak smakuje ból starty.
Miała rację.
- Ułoży się, Sabine. Tylko musisz dać sobie pomóc. Chcę być w Twoim życiu, gdy nie umiesz sobie z nim poradzić, tak jak i w chwilach, kiedy cieszysz się jak małe dziecko. Nie odsuwaj się ode mnie, proszę. 





Miałam nadzieję, że właśnie tak będzie jak mówił. Odetchnęłam spokojnie i wstałam z zimnych kafelków. Poczułam jego spadziste ramiona i bezsilnie upadłam w nie. Było mi lepiej z tym, że był tu ze mną. Musiałam pogodzić się z tą agonią, która zabrała mi matkę. Nie chciałam żegnać się z nią, z najukochańszą osobą na świecie, która bezwzględnie kochała i szanowała moje decyzje, zawsze wspierała...
Najbardziej właśnie bolało mnie, że nie było mi dane pożegnać się z nią, przytulić się do niej i ostatni raz zapłakać w jej rękaw, mówiąc ostatnie kocham cię. Odetchnęłam ciężko i przytuliłam się bardziej do niego. Wyczułam jego wyrazisty zapach, na który lekko uśmiechnęłam się.
- Dziękuję- odezwałam się.
- Sabine... przykro mi, ale uwierz mi, że damy sobie radę.
Usłyszawszy to naprawdę zrobiło mi się na sercu lepiej. W końcu wypowiedział ''my'', gdy nie naciskałam na niego. Spoglądnęłam na niego i zobaczyłam, że mówił prawdziwie.
- Jackson jest w domu?
- Tak, chodził na zmianę ze mną i czuwał przy drzwiach, dopóki sam podjąłem decyzje rozwalenia twoich drzwi.
- No tak... możesz zostawić mnie samą? Chcę dojść do siebie.
- Jasne. Już wychodzę. Czekam z Jacksonem na dole- powiedział i wychodził pośpiesznie z łazienki.
- Romano! Dziękuję, że wszedłeś tu mimo wszystko- odezwałam się, na co on tylko machnął ręką i już go nie było.


Wróciłam do sypialni i otworzywszy jedną z szafek wybrałam swoje ulubione jeansy, szmaragdowy sweter. Ruszyłam do łazienki. Zamiotłam szkło, odkręciłam korek z ciepłą wodą i dolałam do niej kilka kropel żurawinowego płynu. Zapach rozniósł się po całym pomieszczeniu i do moich nozdrzy. Mimowolnie uśmiechnęłam się do woni, przypominając sobie wydarzenia z około dwóch lat temu, kiedy razem z Romano wyjechaliśmy na wspólny weekend za miasto. Jedno z moich ludzkich wspomnień z Romano. Bardzo miłych i dokładnie zachowanych wspomnień w mojej pamięci.
Z niecierpliwiona zdjęłam z siebie ciężkie spodnie i brudną bluzkę. Wskoczyłam szybko do przyjemnej wody i zaczęłam dokładnie pienić gąbką każdy detal mojego ciała. Chciałam tym płynem zmyć z siebie ból i zmęczenie. Zaraz jak skończyłam mydlić skórę, wzięłam się za uporządkowanie moich gęstych włosów. Umyłam je. Kiedy wyszłam z wanny poczułam się o wiele lepiej. Po raz pierwszy przyznałam rację mojej byłej przyjaciółce- Ever, że zwykła kąpiel działa cuda. Szybko ubrałam się w czyste ubrania i lekko wysuszyłam wilgotne włosy, zaczesując je na boki. Nawilżyłam twarz, kryjąc pod makijażem oznaki przemęczeni, żałoby i zaraz zeszłam na dół, do chłopaków.
Romano rozluźniony siedział na fotelu, za to Jackson chodził spięty od okna do okna. Gdy schodziłam tak, obawiałam się współczucia Jacksona i pytań, jak trzymasz się itd.
Jednak ogarnęło mnie zdziwienie, bo nic takiego nie zaszło. Podszedł do mnie i przytulił mnie pełen zrozumienia.
- Dobrze wyglądasz- odezwał się.
- Dziękuję Jackson.
Podniosłam powieki i zobaczyłam, jak z uśmiechem wpatruje się we mnie Romano. Uniosłam kąciki ust do niego. Sytuacja była przedziwna. Mój były chłopak szczerzył się do mnie, osieroconej wampirzyc, kiedy byłam w ramionach jego byłego przyjaciela, także wampira, który przemienił mnie. Nie poznawałam już tego świata!



___________________________________________________________________________

Witam was nowym rozdziałem, mam nadzieję, że podniosłam wam ciśnienie, chociaż trochę hahaha :)
I jak? :D 

11 komentarzy:

  1. wow... końcówka zaskakująca !! :) i uwielbiam twoje uniwersalne dodawanie soundtrackow,nadaja nastrój rozdziałowi, czekam na kolejny!

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajne :) bo nie wiedziałam co jest grane i dopiero w połowie było powiedziane ze straciła matkę fajny patent trzyma w napięci i chcesz się dowiedzieć o co chodzi :p bo w piątym rozdziale tego nie było że straciła matkę jak dobrze pamiętam.
    perelka4991403 (Ivy)

    OdpowiedzUsuń
  3. na początku myślałam, że to Romano umarł, albo Ever jak wspomniałaś 'ona'
    i miałam takie 'o nie! jak Cię spotkam to uduszę!'
    masz szczęście Marciocho, że każdy żyję i ma się w miarę dobrze ;)
    czekam na nowy xxx

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hahaha, przepraszam Juls! ale wiesz nawet nie myślałam, że mogłaby być to Ever :D
      dziękuję kochanie :*

      Usuń
  4. Nominacja do 'Liebster Award!'. Więcej informacji na: http://love-speaks-or-itself.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. jestem zachwycona! tak mnie wciagnęłoooo i już z niecierpliwością czekan na następny rozdział! pisz pisz pisz jak najwięcej! opowiadanie trzyma wnapięciu, a soundtrack dodaje świetnego klimatu. szkoda tylko, że jest tak mało o Jacksonie, bo jego lubię najbardziej z wszystkich :) no i Sabine jeszcze uwielbiam. CZEEEEEEEKAM NA NOWOŚCI! :)

    /xoxochair

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej tu Paulina z diariesvamipre .
    Po tym jak tu się po zmieniło widać, że dawno tutaj nie zaglądałam i nie czytałam...
    Nowy wygląd i wgl nowe opowiadanie : o <3
    W sumie dobrze, że zmieniłaś bo to jest bardziej wciągające i zaskakujące ;)
    na prawdę świetnie piszesz, a ten rozdział to genialny *_* !
    im dalej czytałam to po prostu : wow i mówię do siebie (wgl się nie spodziewałam tego co właśnie nastąpiło ) i za to właśnie uwielbiam to jak piszesz ;)

    + świetne soundrack'i <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jejku, dziękuję bardzo to dla mnie naprawdę wiele znaczy :)

      Usuń